(Świeczniki pogaszone; na stole mała lampka kuchenna).
Scena I
GOSPODYNI, ISIA
GOSPODYNI
- Trza rozbirać dzieci spać,
- już północno godzina.
ISIA
- Mnie się nie chce spać,
- pokil bedom grać,
- a tamte dziecka śpiom,
- niech se lezom, tak jak som.
GOSPODYNI
- Chodź tu zaraz.
ISIA
- Matusiu,
- jesce ino w kółko raz;
- przyjrze im sie z komina.
GOSPODYNI
- Nie bedzies kcieć jutro wstać;
- z łózka trzeba wyganiać,
- a do łózka trzeba gnać.
ISIA
- Nie, nie póde, matusiu,
- zaroz bedom cepiny,
- muse widzieć cepiny,
- matusieńku, matusiu,
- ino dziś, ino dziś.
GOSPODYNI
- Ocy ci sie przymykają,
- ślipki ci sie mruzom.
ISIA
- Chciałabym być duzom:
- jak cepiny przypinają,
- jak druhny słuzom.
GOSPODYNI
- A przynieś tu lampe haw,
- pozakołysz dziecko,
- dobrze mi sie spraw,
- to pódzies w kółecko.
Scena II
GOSPODYNI, ISIA, KLIMINA
- KLIMINA
- (w drugiej izbie)
- Juz cepiny, juz cepiny,
- podciez tam, podciez juz,
- na męzatki szyćkie mus.
- (Obiedwie zaświecają małe łojówki i z płonącymi świeczkami w rękach idą ku Weselu, gdzie się odbywają czepiny. Po ich odejściu chwilę Isia sama bawi się rozkręcaniem i przykręcaniem lampki i patrzy we światło. Północ bije na zegarze w izbie).
Scena III
ISIA, CHOCHOŁ
CHOCHOŁ
- I
- Kto mnie wołał
- czego chciał ?
- zebrałem się,
- w com ta miał:
- jestem, jestem
- na Wesele,
- przyjedzie tu
- gości wiele,
- żeby ino wicher wiał.
- II
- Co się w duszy komu gra,
- co kto w swoich widzi snach:
- czy to grzech,
- czy to śmiech,
- czy to kapcan, czy to pan,
- na Wesele przyjdzie w tan.
ISIA
- Aj, aj, aj ? aj, aj, aj,
- a cóz to za śmieć?!
CHOCHOŁ
- Tatusiowi powiadaj,
- że tu gości będzie miał,
- jako chciał, jako chciał.
ISIA
- A ty mi się przepadaj,
- śmieciu jakiś, chochole,
- huś ha, na pole!
CHOCHOŁ
- Tatusiowi powiadaj...
ISIA
- Huś ha, na pole,
- głupi śmieciu, chochole!
CHOCHOŁ
- Szepnij w ucho mamusie...
ISIA
- Wynocha, paralusie!
CHOCHOŁ
- Kto mnie wołał,
- czego chciał...
ISIA
- A, słomiany nygusie,
- wynocha, paralusie!
CHOCHOŁ
- Ubrałem się, w com ta miał,
- sam twój tatuś na mnie wdział,
- bo się bał, bo się bał,
- jak jesienny wicher dął,
- zaś bym zwiądł, róży krzak,
- a tak, tak, a tak, tak,
- skądże bym ja sam to wziął...
ISIA
- Idź precz, idź precz, na pole,
- huś ha, hulaj, chochole!
CHOCHOŁ
- Kto mnie wołał,
- czego chciał,
- . . . . . . . . . . . . . . . .
Scena IV
MARYSIA, WOJTEK
MARYSIA
- Odpocznijze haw, Wojtecku,
- bo i jo tańcem zmęcona.
WOJTEK
- O mojaś ty, serce, zona,
- moja duszo, tak mi smutno
- o ciebie - idź ta ku muzyce,
- hulaj...
MARYSIA
- Tak se ta znów nie zyce,
- żebym wystoć nie mogła
- przy tobie.
WOJTEK
- Nagle mi się zawróciło w głowie,
- jakby twoje to wesele było,
- (nuci)
- "ale nie nase, Marysiu,
- ale nie nase..."
MARYSIA
- Podź hań, przy dzieciach se siądź,
- pośpij, zaśpisz bolenie.
WOJTEK
- W głowie mi sie zamrocyło,
- inom ku muzyce wszed,
- i tak mi sie uwidziło,
- że lazom koło nos cienie...
MARYSIA
- Czarno figura po ścienie
- ze światła - o, patrzajże sie,
- widzis, jak po wszyćkim goni - ?
WOJTEK
- (nuci)
- "Pilnuj, parobku, koni,
- pon ci dziewuche zgoni..."
- Przystaw gęby, żonisiu.
MARYSIA
- Smęcisz czego - ?
WOJTEK
- Marysiu!
- (Gdy oboje idą do alkierza w głębi, Marysia zabiera lampkę ze stołu. Izba pozostaje ciemna - tylko alkierz oświetlony i od weselnych drzwi smuga światła).
Scena V
MARYSIA, WIDMO
WIDMO
- Miałem ci być poślubiony,
- moja ślubna ty.
MARYSIA
- Bywałeś mój narzeczony,
- przyrzekałeś mi.
WIDMO
- Byłaś dla mnie słońce złote,
- w moim domku zimno mnie.
MARYSIA
- Mróz jakisi od wos wionie,
- zimnem ubiór dmie.
WIDMO
- Ogniem, żarem lico płonie,
- zaś krew w tobie wre.
MARYSIA
- Miałam ci być poślubiona
- i mój ślubny ty.
WIDMO
- Maryś, Maryś, narzeczona,
- długie moje sny.
MARYSIA
- Ka ty mieszkasz, kaś ty jest?
- Jechałeś do obcych miest,
- czekałam cie długo, długo
- i nie doczekałam sie.
- Kaś ty jest, kajś ty jest,
- gdzie ty mieszkasz, gdzie?
WIDMO
- Goniłem do różnych miest,
- rozhulaniec, pędziwiatr,
- ażem gdziesi w ziemię wpad,
- gdzie mnie toczy gad.
MARYSIA
- O mój Boze, Boze mój,
- to juz ciebie tocy gad.
WIDMO
- Zwabiło mnie echo z Tatr,
- otom jest, otom jest,
- zwabiły mnie głosy z chat,
- do myśli mi przyszedł gest
- przypomnieć się z dawnych lat;
- domek mój, podobnoś grób,
- nie jestem wymagający,
- przeszedłem niejedną z prób,
- ale żebym ja był trup,
- nie wierz, Maryś, bo to kłam;
- żywie Duch, żywie Duch,
- wytężyłem cały słuch,
- zwabiły mnie głosy z chat.
MARYSIA
- Ka twój grób, ka twój grób?
- Pono gdziesi za daleko,
- nie dobiegnie, nie doleci...
- (Ona przesłania oczy ręką, on zaś jej, nagły, dłoń odrywa).
WIDMO
- Łzy mnie palą, łzy mnie pieką,
- licho bierz grób mój,
- otom jest, otom twój;
- czy pamiętasz jeszcze dzień;
- jak nas gruszy cienił cień,
- tu w tym sadzie, na zieleni,
- śród połednia, śród promieni,
- przy mnie stałaś: w dłoni dłoń - ?
MARYSIA
- Dawno, dawno, tyle lat.
WIDMO
- Skłońże ku mnie główkę, skłoń.
MARYSIA
- Hańśmy stoli w dłoni dłoń -
- szedł od ciebie swat.
WIDMO
- Dawno, dawno, tyle lat.
MARYSIA
- Miałabym tylo wesele,
- co jak dziś, jak to dziś.
WIDMO
- Potańcujmy raz dokoła,
- potem zaś znów mus mnie iść
MARYSIA
- Som tu twoi przyjaciele,
- ostań chwile.
WIDMO
- Raz dokoła,
- - - - - - - - - - - - - -
- potem to już mus mnie iść:
- mus mnie woła, mus mnie woła.
MARYSIA
- Ano dziś nasze wesele;
- raz dokoła, raz dokoła.
WIDMO
- Taki smutek idzie z czoła...
MARYSIA
- Takie zimno wieje z ust...
WIDMO
- Przytul mnie do twoich chust,
- przytul mnie do piersi, rąk...
MARYSIA
- Nie chytaj sie moich wstąg,
- taki wieje trupi ciąg.
WIDMO
- Kochaj...!
MARYSIA
- Precz, nie sięgaj lic
WIDMO
- Nie broń mi się - nic to, nic...
MARYSIA
- Zimnem dołu wieje strój,
- ty nie mój, ty nie mój!
WIDMO
- Mus mnie woła, mus mnie woła,
- raz dokoła...
MARYSIA
- Stój, ach, stój!
Scena VI
MARYSIA, WOJTEK
WOJTEK
- Maryś - jakoześ ty blado - ?
MARYSIA
- To światła sie takie kładą
- po twarzy...
WOJTEK
- Trzęsiesz się cała.
MARYSIA
- Uchyliłam drzwi i stamtąd powiała
- jakaś zawieja - to nic -
WOJTEK
- A to znów czerwoność do lic
- przyszła -
MARYSIA
- Z twojego patrzenia;
- przytul mnie Wojtecku, do siebie,
- wole ciebie, wole ciebie.
WOJTEK
- (nuci)
- "Pójdze, Maryś, po niewoli
- na mój jeden zagon roli".
Scena VII
STAŃCZYK, DZIENNIKARZ
STAŃCZYK
- (idąc)
- Ktoś się za mną włóczy wciąż.
DZIENNIKARZ
- Ktoś przede mną ciągle stąpa.
STAŃCZYK
- (już był usiadł)
- Domek mały, chata skąpa:
- Polska, swoi, własne łzy,
- własne trwogi, zbrodnie, sny,
- własne brudy, podłość, kłam;
- znam, zanadto dobrze znam.
DZIENNIKARZ
- Zacz kto - ?
STAŃCZYK
- Błazen.
DZIENNIKARZ
- (poznając)
- Wielki mąż!
STAŃCZYK
- Wielki, bo w błazeńskiej szacie;
- wielki, bo wam z oczu zszedł,
- błaznów coraz więcej macie,
- nieomal błazeńskie wiece;
- Salve, bracie!
DZIENNIKARZ
- Ojcze, Salve!
- Szereg dobrych błaznów zrzedł,
- przywdziewamy szarą barwę;
- koncept narodowy gaśnie;
- gasną coraz te pochodnie,
- które do hajduków ręku
- przywiązane żarem płoną.
- Skapały, zżarły się świece,
- a że do rąk przytroczone,
- więc jeszcze palą się ręce,
- w tę samą zaklęte stronę. -
- Trzeba by do służby narodu
- błaznów całego zastępu;
- palą się hajduki w męce,
- z własnego bolu się śmieją;
- gasną świece narodowe,
- okropne rzeczy się dzieją,
- śmiechem i szyderstwem biegu
- obudzić, ośmielić zdolne
- serce spodlone, niewolne,
- które naszą krew zaprawia.
STAŃCZYK
- A wolicie spać - -
DZIENNIKARZ
- To jedno!
- Usypiam duszę mą biedną
- i usypiam brata mego;
- wszystko jedno, wszystko jedno,
- tyle złego, co dobrego,
- okropne rzeczy się dzieją.
- Patrzeć na przebiegi zdarzeń -
- dalekie, dalekie od marzeń,
- tak odległe od wszystkiego,
- co było wielkie w kraju;
- że wszystko, co było, przepadło,
- bezpowrotnie w mroku zbladło:
- to bajki o trzecim Maju!
- Matkę do trumny się kładło,
- siostry i rodzinę całą;
- ksiądz pokropił i poświęcił,
- grabarze gruz przywalili;
- epigonów co zostało,
- na stypie się weselili
- wesołością, co przeklina;
- w pijaństwie duszę zabili,
- a nie mogli zabić serca.
- Zostało serce, co woła,
- spłakane u bram kościoła,
- skrwawione u wrót świątyni
- i jeszcze w męce okrutnej,
- w czułej litości rozrzutnej
- samo siebie wini.
STAŃCZYK
- Asan jako spowiedź czyni,
- spowiedź, widzę, cudzych grzechów;
- Acan się zalewa łzami,
- duszę krwawi, serce krwawi;
- ale znać z Acana mowy,
- że jest - tak - przeciętnie zdrowy;
- jutro humor się naprawi. -
- Gotów mi płakać najrzewniej,
- rozczulać się cudzych grzechów,
- u bliskiego widzieć tramy,
- zbrodnie, brudy, grzechy, plamy
- i za swojego bliskiego
- uczynić publiczną spowiedź. -
- A! doprawdy! warte śmiechów -
- może jeszcze rozgrzeszenie
- wziąć kapłańskie z cudzych zbrodni - ?
DZIENNIKARZ
- Wina ojca idzie w syna;
- niegodnych synowie niegodni;
- ten przeklina, ów przeklina -
- ród pamięta, brat pamięta,
- kto te pozakładał pęta
- i że ręka, co przeklęta,
- była swoja. - Rozbrat wieczny
- duszy z ciałem, ciała z duszą;
- w nim się słabi kruszą -
- miecz do walki obosieczny -
- myśmy słabi. - Wielkość gniecie,
- przekleństwo nosi na grzbiecie:
- zbrodnie nosi, czarne kiry,
- szatę krwawą Dejaniry;
- Wielkość: Zbrodnia; Małość: podła -
- Jakaż nasza dzisiaj Wola?!
- Czarodziejska dłoń ogrodła
- nasze pola.
STAŃCZYK
- Łzy ze źródła!
- Tyle żalów o nieswoje!?
- A cóż tobie niepokoje
- tych, co w grobach leżą?
- Myślisz - że się trupy odświeżą
- strojem i nową odzieżą -
- a ty z trupami pod rękę
- będziesz szedł na Ucztę-mękę
- i jako potrawy żuł,
- czym się tylko kiejś kto truł;
- wsączał w siebie i pił,
- czym tylko kto gdzie gnił;
- czy to ma być twoja krew?!
DZIENNIKARZ
- Moja krew, moja krew -
- czy ja wiem - okrzyk mew,
- gdy gonią ponad skały,
- okrzyk mew osmętniały,
- żałośliwy, straszny,
- gdy od brzegu odbiegły daleko.
- Morze ciche, strop się chmurzy,
- ale burza i orkan daleko
- Tylko głuchość i pustka bezmierna -
- a tu skrzydła rozchwiane do lotu,
- nie pragną, nie pragną powrotu
- i wiedzą, że tam, gdzie dążą,
- wylądu szukać daremno;
- przekleństwu swojemu wierne,
- lecą - i nie śmieją ustać,
- aż krew do ust pocznie chlustać
- ze znużenia - wtedy padną,
- łzą nie pożegnane żadną,
- bo śmierć ulga, ulga zgon.
STAŃCZYK
- Zaśpiewałeś kruczy ton;
- tobież tylko dzwoni w głuszy
- pogrzebowych jęków dzwon?
- - - - - - - - - - - - - - - -
- A słyszałżeś kiedy, z wieży
- jak dźwięczy i śpiewa On?
DZIENNIKARZ
- Zygmunt, Zygmunt...
STAŃCZYK
- Dzwon królewski: -
- Siedziałem u królewskich stóp,
- królewski za mną dwór:
- synaczek i kilka cór,
- Włoszka - a wielki chór
- kleru zawodził hymny; -
- a dzwon wschodził.
- Patrzali wszyscy w górę,
- a dzwon wschodził -
- zawisnął u szczytów
- i z wyżyn się rozdzwonił:
- głos leciał, polatał,
- kołysał się górnie,
- wysoko, podchmurnie -
- a tłum się wielki pokłonił.
- Pojrzałem na króla,
- a król się zapłonił...
- Dzwon dzwonił
- - - - - - - - - - -- -
DZIENNIKARZ
- A toć on nam tętni dziś,
- jak grzebiemy, kto nam drogi;
- zwołuje nas, każąc iść
- posłuchać kościelnych szumów,
- w wielkim zamęcie rozumów,
- w wielkim modlitew rozjęku,
- On pan, ten dzwon królewski,
- nie ustający w brzęku,
- o pękniętym sercu:
- nasz ton. - Nad przepaścią stoję
- i nie znam, gdzie drogi moje.
STAŃCZYK
- Byś serce moje rozkroił,
- nic w nim nie najdziesz inszego,
- jako te niepokoje:
- sromota, sromota, wstyd,
- palący wstyd;
- jakoweś Fata nas pędzą
- w przepaść -
DZIENNIKARZ
- Ty Wid!
STAŃCZYK
- Ja Wstyd!!
- Piekło wiem gorsze niż Dante,
- piekło żywe.
DZIENNIKARZ
- Żyję w Piekle!,
STAŃCZYK
- Społem w przepaść!
DZIENNIKARZ
- Społeczeństwo!
- Oto tortury najsroższe,
- śmiech, błazeństwo -
- to my duchy najuboższe.?
- "Społem" to jest malowanka,
- "społem" to duma panka,
- "społem" to jest chłopskie "w pysk","
- "społem" to papuzia kochanka,
- próżność, nadczłowieczeństwo _
- i przy tym to maleństwo:
- serce pęknione, co krwawi.
STAŃCZYK
- Asan prawi -
- jako najwalniejsi gębacze,
- odrośl od tych samych pni
- z moich dni.
DZIENNIKARZ
- Wolałbym już stokroć razy
- policzone dni
- niż ten bieg, bieg. pęd, gonitwa
- ku przepaści, otchłani, zawrotom:
- Ach, kresu, ach, kresu lotom
- Stacza się sercowa bitwa,
- opadam coraz na głazy,
- mrze na ustach modlitwa,
- ach, kresu, ach, kresu lotom! -
- Niechby się raz wszystko spali,
- zetrze się, na proch się zsypie,
- jak kolumny, na gruz się rozwali,
- byśmy padli potruci
- jadami w pogrzebowej stypie;
- niechajby się raz wszystko spali,
- i te nasze polskie posty
- dusz do polskich świętych,
- i te nasze tęczowe mosty
- czułości nad pustką rozpiętych,
- malowanki Częstochowskie
- w koronach - i wszystkie Wiary! -
- Nieszczęścia wołam!!
STAŃCZYK
- Puszczyku...
DZIENNIKARZ
- Może by Nieszczęście nareście
- dobyło nam z piersi krzyku,
- krzyku, co by był nasz,
- z tego pokolenia. -
- Ach, Sumienia, Sumienia!
- Już było tych prawd bez liku
- dla nas - Prawdy czy Fraszki -?,
- Stoimy u polskich granic,
- a mamy obecność za nic,
- od talentów zawisłe igraszki.
STAŃCZYK
- Puszczyku!
- Zgrałeś się przy zielonym stoliku
- czy z kobietami w gorączce
- opętałeś duszę mdłością
- i w tej momentu palączce
- oślep gnasz we własne próchno.
- A gdy na nie wichry dmuchną,
- rozleci się zgasłe próchno,
- zamurują się otchłanie
- i krzyk, i jęk, i wołanie
- zda ci się błazeństwem duszy,
- które nikogo nie skruszy,
- które zeżre siebie samo,
- a trzewia mu gniciem cuchną. -
- Znam ja, co jest serce targać
- gwoźdźmi, co się w serce wbiły,
- biczem własne smagać ciało,
- plwać na zbrodnie, lżyć złej woli,
- ale Świętości nie szargać,
- bo trza, żeby święte były,
- ale Świętości nie szargać:
- to boli.
DZIENNIKARZ
- Tragediante...
STAŃCZYK
- Commediante,
- dla ciebie błazeńska laska.
DZIENNIKARZ
- Piastujesz ją, piastun stary;
- znasz tylko: status quo ante;
- błazeństwo z tobą się zrosło.
STAŃCZYK
- Oto naści twoje wiosło:
- błądzący w odmętów powodzi,
- masz tu kaduceus polski,
- mąć nim wodę, mąć.
DZIENNIKARZ
- Fatum nas w obłędy wodzi:
- u rozstajnych dróg zły Duch!
- Tu moje rozstajne drogi;
- ty mój Duch-zły - demon, Szatan;
- błazeństwem ja z tobą zbratan,
- byłem ci duszą poswatan,
- nim dusza stała się trup; -
- a teraz mi pachnie grób,
- czuję trąd.
STAŃCZYK
- Naści; rządź!
- Masz tu kaduceus polski,
- mąć nim wodę, mąć.
DZIENNIKARZ
- Nie chcę żadnych więcej prób.
- Serce miałem kiedyś młode,
- porwałeś mi serce młode,
- wlałeś jad goryczny w krew.
- Nie widzę, nie widzę dróg,
- zaćmił mi się Bóg...
STAŃCZYK
- Fata pędzą, pędzą Fata ?
- Wielkość ? Nicość ? pusty dzwon,
- serce strute ?
- uderzyłeś błazna ton:
- moją nutę.
- Kłam sercu, nikt nie zrozumie,
- hasaj w tłumie!
- Masz tu kaduceus, chwyć!
- Rządź!
- Mąć nim wodę, mąć!
- Na Wesele! Na Wesele!
- Idź!
- Mąć tę narodową kadź,
- serce truj, głowę trać!
- Na Wesele! Na Wesele!
- Staj na czele!!!
Scena VIII
DZIENNIKARZ, POETA
DZIENNIKARZ
- Może z mętów się dobędzie człowieka;
- może minie palączka i głód;
- ot, kaleka ja, ot, ja kaleka:
- każdy dzień piekielny trud.
- Młodości - wyrwi mię z cieśni,
- oplatają mnie grzyby i pleśni;
- o Młodości, jakożeś daleko,
- a to jeszcze wczora, prawie wczora...
POETA
- Cóżeś tak się rozżalił, rozpalił,
- czy cię jakie przemieniły cuda?
DZIENNIKARZ
- A przeszedł tu koło mnie cień,
- cień goryczy pełen wielkoluda
- i ostawił mi laseczkę kaduczą.
POETA
- Nie przeczę, że rozmyślania uczą,
- ale cóż tak sobie żalisz serce?
DZIENNIKARZ
- Och, w okropnej jestem poniewierce;
- po torturach mię duchowych włóczą,
- więżą mnie konwenansowe szpangi:
- oto droga utarta do rangi,
- a ja gardzę, ja gardzę, ja plwam
- na to wszystko, ze serca szczerego -
- i nie zdołam rozerwać obroży,
- a wstrętów coraz się mnoży
- i cokolwiek słyszę, to mnie draźni.
- Przyjaźń farsą, Litość: kłam,
- a słyszę, że gadają o przyjaźni.
- Miłość farsą -
- słyszę wkoło półszepty miłości.
- Kłamstwo Szczerość, a widzę tu gości
- i muzyki słyszę swoje, polskie, nasze,
- i po ścianach złożone pałasze,
- obrazeczki, sceny narodowe.
- To mnie draźni i męczy, i boli:
- Czy my mamy prawo do czego?!!
- Czy my mamy jakie prawo żyć...?
- My, motyle i świerszcze w niewoli,
- puchnąć poczniemy i tyć
- z trucizny, którą nas leczą.
- I tę naszą dolę kaleczą
- widzieć i trupem gnić...
POETA
- Rozżaliłeś się, działa muzyka,
- to się koło widzeń zamyka
- i działa na nerwy.
DZIENNIKARZ
- Na nerwy !?
- Na nerwy działa te, na te sieci,
- które mają duszę w uwięzi,
- że gdy tak mi grają bez przerwy,
- zdało mi się, że moja dusza
- ze mnie wyszła i koło mnie świeci.
POETA
- Zdawało ci się - sam mówisz przez to,
- że o jedno złudzenie więcej.
DZIENNIKARZ
- Poezjo! - tyś to jest spokojną sjestą;
- chcesz mnie uśpić, znieczulić, zniewolić,
- byle słówka nie wyrzec goręcej.
- Ach, nie ukrywaj - nie udawaj,
- ty sameś w ogniu - to maska
- ten pozorny spokój - to kłam.
- A! ta muzyka tak brzęczy,
- jak z ula dzwonienie pszczół -
- a my jak szerszenie:
- to mi się rzuca do garła
- ta duża wesołość narodowa,
- to mi się rozszerza głowa
- szumem, gwarnością, zawrotem
- i nawet mi jest wstrętny ból.
POETA
- Daj rękę.
DZIENNIKARZ
- Ech, daj mi pokój -
- wyjdę za próg - jak wieje od pól...
- Powietrza, powietrza!...
POETA
- Daj dłoń...
DZIENNIKARZ
- Daj mi spokój!
Scena IX
POETA, RYCERZ
POETA
- Otwarła się toń!
- Upomina się o swoje Umarła.
- Szumem, gwarnością, zawrotem
- idzie ku nam z powrotem;
- jakaś Przemoc wrotom grobu się wydarła,
- oto, słyszę, woła:
RYCERZ
- Daj dłoń!!
POETA
- Puszczaj!
RYCERZ
- Ty mój!
POETA
- Puszczaj!
RYCERZ
- Ty mój!!
POETA
- Żelazem owita ręka,
- żelazem zakryta skroń.
RYCERZ
- Zbieraj się, skrzydlaty ptaku,
- nędzarzu, na koń, na koń,
- przepadnie przekleństwo, męka!
POETA
- Co mówisz, okropne widziadło,
- na koń? - gdzie - ? jak?
- Żelazna twoja dzwoni szczęka,
- żelazna więzi mnie ręka.
RYCERZ
- Na koń, zbudź się, ty żak,
- ty lecieć masz jak ptak!
- Bioręć w pętle.
POETA
- Na arkan mnie wiąże.
RYCERZ
- Poznasz, ktom jest, gdy zaciążę -
- ty więzień mój, mnie służ;
- biorę przemocą. Ja Moc:
- za mną, przede mną
- ognia kurz;
- po drogach, po których lecę,
- drzewa się palą jak świece,
- ciskają się błyskawice,
- jak lecę, Duch:
- wytężaj, wytężaj słuch!
POETA
- Puszczaj, przepadaj w Noc -
- o, ręce, ręce martwieją...
RYCERZ
- Ty mój!
POETA
- Precz. -
RYCERZ
- Słysz grom...
POETA
- Zatrząsnął się cały dom...
RYCERZ
- A czy wiesz, czym ty masz być,
- o czym tobie marzyć, śnić-.
POETA
- Sen, marzenie, mara, wid.
RYCERZ
- Jutro dzień, przede dniem świt!
- Wiesz ty, czym ty mogłeś być-
POETA
- Słowo, Widmo gończe!
RYCERZ
- Zwiastun!!
POETA
- Głos jak marzeń moich piastun;
- Rycerz, Widmo, urojenie
- przyoblekło szatę żywą.
RYCERZ
- Krwi, krwi pragnę, krwawe żniwo!
- Wracam do dom w noc szczęśliwą,
- w noc ponurych wichrów łkań.
- Niosę dań, orężną dań.
POETA
- Wracasz do dom ze snów, z dali...
RYCERZ
- Z dali, hen z zaświatów, z prochów.-
- Przeszedłem ogień, co pali,
- przeszedłem zapady lochów.
- Ścigam, gonię, moc roztrwonię.
- Niosę dań, orężną dań.
POETA
- W noc ponurych wichrów łkań
- wstajesz z lochów, z prochów, skał...
RYCERZ
- Na głos mój ty będziesz drżał:
- Grunwald, miecze, król Jagiełło!
- Hajno się po zbrojach cięło,
- a wichr wył i dął, i wiał;
- stosy trupów, stosy ciał,
- a krew rzeką płynie, rzeką!
- Tam to jest!! Olbrzymów dzieło;
- Witołd, Zawisza, Jagiełło,
- tam to jest!! - Z pobojowiska
- zbroica się w skibach przebłyska,
- żelezce, połamane groty,
- drzewce powbijane do ciał,
- z trupów zapora, z trupów wał,
- rycerski zgotowiony stos:
- Ofiarnica -
- tam leć - tam chodź, tam leć!!!
- brać z tej zbrojowni zbroje,
- kopije, miecz i szczyt
- i stać tam wśród krwi,
- aż na ogromny głos
- bladością się powlecze świt,
- a ciała wstaną,
- a zbroje wzejdą
- i pochwycą kopije, i przejdą!!!
- Spiesz, tam leżą stosy ciał;
- przeparłem trumniska wieko,
- czas, bym wstał, czas, bym wstał.
POETA
- Łzy mnie pieką, łzy mnie pieką,
- czymże bym ja tam być miał.
RYCERZ
- Niosę dań, orężny szał.
POETA
- Dech twój zimny, dech grobowy...
RYCERZ
- Patrzaj w twarz, patrz mi w twarz,
- ślubuj duszę, duszę dasz.
POETA
- Za przyłbicą pustość, proch;
- w oczach twoich czarny loch,
- za przyłbicą Noc;
- zbroja głuchym jękiem brzękła.
RYCERZ
- Miecz, miecz, siła nieulękła;
- patrzaj w twarz, patrzaj w twarz;
- ty mnie znasz.
POETA
- Ktoś jest?
RYCERZ
- Moc.
POETA
- - - Przyłbicę wznieś!
RYCERZ
- Rękę daj.
POETA
- Duszę weź.
RYCERZ
- Patrz!!
POETA
- Śmierć - - - Noc!
Scena X
POETA, PAN MŁODY
POETA
- Potęga, wieczysta Potęga,
- Moc nieprzeparta!!
PAN MŁODY
- O czym mówisz - ?
POETA
- Niedołęga
- byłem - a dzieła to mitręga
- próżna - mgła nic niewarta.
- Teraz naraz się koło mnie zapaliło
- i gorę - i piersi się palą;
- zdaje mi się, że słyszę gdzieś górą,
- jak skały sie padają
- i w otchłań z łoskotem się walą.
PAN MŁODY
- Będziesz sonet pisać czy oktawę?
POETA
- Nie - przewiduję inszą zabawę;
- poczułem na szyi arkan -
- Polska to jest wielka rzecz:
- podłość odrzucić precz,
- wypisać świętą sprawę
- na tarczy, jako ideę, godło
- i orle skrzydła przyprawić,
- husarskie skrzydlate szelki
- założyć,
- a już wstanie któryś wielki,
- już wstanie jakiś polski święty.
PAN MŁODY
- Zajmujące.
POETA
- Ty tematem zajęty.
PAN MŁODY
- Myślałżeś ty co więcej
- niż poemat?
POETA
- Może ja to myślę goręcej
- i w tej chwili to jeszcze się pali -
- jeszcze -- a jutro się zawali
- w gruz ten pożarny gmach.
- A! chciałbym wstąpić w to Piekło.
- Ach!
PAN MŁODY
- Rozpalony.
POETA
- Piekło żywe
- w tej chacie, w zaklętym dworze:
- Piekło gorze!
PAN MŁODY
- A to coże?!
Scena XI
PAN MŁODY, HETMAN, CHÓR
CHÓR
- Hej, panie, panie Branecki,
- nie żałuj grosika, nie żałuj,
- pocałuj się z nami, pocałuj,
- nie żałuj dukacika, nie żałuj,
- dajże go nam z tej kieski!
HETMAN
- Ha, szatańce, sztab moskieski,
- znajcie pana, bierzcie złoto,
- nie stoję ja pan o złoto;
- piekielna mnie dziś gospoda:
- hulaj dusza, z wami zgoda.
CHÓR
- Hulaj dusza, z nami w zgodzie,
- potańcujemy w gospodzie;
- pocałuj się z nami, pocałuj,
- nie żałujta, hetmanie, kieski,
- braliśta pieniążek moskieski,
- hej, hetmanie, hetmanie Branecki!
HETMAN
- Bierzcie złoto, pali złoto.
CHÓR
- Pali pieniążek moskieski?
HETMAN
- Piekielna mnie dziś gospoda:
- diabły moją piją krew;
- szarpają mi pierś, plecyska,
- psy zjawiska, łby ogniska;
- szarpają, sięgają trzew!
PAN MŁODY
- Wojewoda! Wojewoda!
HETMAN
- Puszczajcie, litości!
PAN MŁODY
- Jezu!!
Scena XII
PAN MŁODY, HETMAN
HETMAN
- Ha, przepadli kędyś diabli,
- ktoś się doli ulitował;
- rana jeno straszna boli - -
- puste żale, mnie nie szkoda,
- bo ja pan, piekielny pan,
- drwię z serdecznych ran.
- Setkę lat przez puszczę gnam,
- przez bór gonię, gęsty las,
- przez ugory, łąki, błoń -
- upałami bije skroń,
- młotami serce wali,
- ogień wnętrzności pali - - -
- Każ muzyce dla mnie grać,
- mnie na Piekło stać.
- Ja pan, ćwierć kraju mam w ręku,
- a jak kto po cichuteńku
- powie "Jezus" - ja wolny na chwilę,
- powietrzem się zasilę:
- odetchnąłem piersią całą;
- bierz ty, ile złota zostało,
- patrz, oto niecki,
- diabli mi to kazali nieść;
- co noc tak świeżych nasypią,
- a sztabowi, czerńcy przeklęci,
- krzyczą za mną: panie Branecki,
- nie żałuj; - krew moją chlipią - -
- Masz!
PAN MŁODY
- Hetmaniłeś ty, hetmanie,
- chocia byłeś łotr,
- i sam król był tobie kmotr;
- przewodziłeś, przewodziłeś,
- a my dzisiaj w psiej niewoli:
- nie hetmany, strzęp, łachmany, gruz;
- duszę ziębi mróz;
- ciebie ogień, ogień pali -
- przecz już nic nas nie ocali,
- ani król, ani ból,
- ani żale, ni płakanie,
- hej, hetmanie, hej hetmanie - -
- dzisiaj to mój dzień miłości...
HETMAN
- Czepiłeś się chamskiej dziewki?!
- Polska to wszystko hołota,
- tylko im złota;
- trza było do bękartów Carycy
- iść smalić cholewki:
- byłać ta we mnie cnota.
- Asan mi tu Polski nie żałuj,
- jesteś szlachcic, to się z nami pocałuj,
- jesteś wolny!
PAN MŁODY
- Bierz cię diabli.
HETMAN
- Gębuj, widzęś nie przy szabli.
Scena XIII
PAN MŁODY, HETMAN, CHÓR
HETMAN
- Ścigają psy, kąsają psy.
CHÓR
- Przeklęty ty, przeklęty ty.
HETMAN
- Sursum corda, serce żreją -
- serce mi wyjmują z trzew.
CHÓR
- Zaprzedałeś kraj, ty lew;
- złotem pysk ci zaleją!
- Złoty pan, weselny pan,
- pójdźże w tan, pójdźże w tan!
HETMAN
- Złoto pali, złoto war;
- sursum corda, wiwat Car!
CHÓR
- Lejcie mu do pyska żar,
- sięgajcie mu dłońmi trzew.
HETMAN
- Piją krew, żłopają krew,
- cielsko drą po kawale!
CHÓR
- Złoty pan, weselny pan,
- pójdźże w tan, dalej w tan:
- na Weselu hula Śmierć,
- garniec pereł, złota ćwierć,
- zaprzedałeś Czortu kraj.
HETMAN
- Żłopią krew Czarty Moskale,
- sursum corda, wiwat Car!
CHÓR
- Huś ha, huś - haj go, haj!
- Pójdźże w tan, dalej w tan!
- Złoty pan! weselny pan!
Scena XIV
PAN MŁODY, DZIAD
PAN MŁODY
- Tyle się przewlekło mar
- z okropnym śmiechem Piekła...
DZIAD
- Cóż wam to? cóż wam to?
- Czy was panna młoda urzekła?
PAN MŁODY
- Oj, tu Diabły, ze samego Piekła,
- włóczyły przede mną człowieka,
- ach, powietrza, tchu...
DZIAD
- Cóż pon ucieka?
Scena XV
DZIAD, UPIÓR
DZIAD
- (za Panem Młodym)
- Miałem rzec, cosi miałem rzec:
- Szczęść Boże przy weselu.
UPIÓR
- Przyjacielu, przyjacielu...
DZIAD
- Kto! ty we krwi! precz, piekielny!
UPIÓR
- Ja weselny, ja weselny,
- dajcie, bracie, kubeł wody:
- ręce myć, gębe myć,
- chce mi się tu na Weselu
- żyć, hulać, pić.
DZIAD
- Precz, przeklęty, precz, przeklęty.
UPIÓR
- Dajcie, bracie, kubeł wody:
- gębe myć, ręce myć...
DZIAD
- Krew na sukniach, krew na włosach...
UPIÓR
- Nie pyskuj, nie powtarzaj. - -
- Już, już wiedzą o tym w niebiosach.
- (nuci)
- "A stało się to w Zapusty".
DZIAD
- Precz, przeklęty, precz, przeklęty.
UPIÓR
- Jeno ty nie przeklinaj usty,
- boś brat - drżyj! ja Szela!!
- Przyszedłem tu do Wesela,
- bo byłem ich ojcom kat,
- a dzisiaj ja jestem swat!!
- Umyje się, wystroje się.
- Dajcie, bracie, kubeł wody:
- ręce myć, gębe myć,
- suknie prać - nie będzie znać;
- chce mi się tu na Weselu
- żyć, hulać, pić - ?
- jeno ta plama na czole...
DZIAD
- Cholera!
UPIÓR
- Zaraza, grób.
DZIAD
- Precz, precz, ty trup!
UPIÓR
- Widzisz, w orderach chodzę.
DZIAD
- O! plamy na podłodze od nóg.
UPIÓR
- To krew, obmyję próg,
- dajcie ino, bracie, wody,
- kubeł wody - gębe myć,
- suknie prać - nie bedzie znać.
DZIAD
- Przeklęty! Maryjo, strać!
UPIÓR
- Gadu, gadu, stary dziadu,
- trza się do roboty brać;
- kubeł wody, gębe myć,
- nie bede próżno stać,
- na Wesele, na Wesele,
- podź tańcować, bośma brać
- . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Scena XVI
KASPER, KASIA, JASIEK
JASIEK
- Kasiu -
KASPER
- Kasiu -
KASIA
- Cóz ta, Jasiu?
JASIEK
- Bo to widzis, Kasiu, że to -
- tak mnie ciągnie bez pół.
KASPER
- Pódź, Kasicko, ku mnie, cosi
- mom ci sepnonć.
KASIA
- Co, że co - ?
KASPER
- Radź, co z nami - ?
KASIA
- Kiej na ogrodzie rosi.
KASPER
- Kiejbyśmy byli sami!...
JASIEK
- Kasper - idze pod stodołę.
KASIA
- Po co? - Idze ty.
KASPER
- Wis, bracie,
- idź ty pirwy - namość słome.
KASIA
- Przyjdziewa.
JASIEK
- Cóz sie trzymacie,
- lgnies do niego- ?
KASPER
- To sie zeń.
JASIEK
- Do zeniacki pirsy leń,
- a wpół chyci, zwyobraco.
KASPER
- Jest ta Kasie chycić za co.
JASIEK
- Juz bym do wos nic nie cuł -
- ino ciągnie mnie bez pół.
KASIA
- Przynieś wódki.
KASPER
- Naści grosz.
JASIEK
- Zaros, juści racje mos,
- lece!
Scena XVII
KASPER, KASIA
KASIA
- Powiedziałam tak na hece.
KASPER
- Kasiu, dyć to k'sobie miło
- byśwa poszli spolnie ka.
KASIA
- Na ogrodzie sie zrosiło -
- jak kces gęby, na -
KASPER
- Ino by najmilej było
- k'sobie, Kasiu, byle ka.
KASIA
- Juści, miło, Kaspruś - co?
- k'sobie ?
KASPER
- Ano -
KASIA
- Juści...
KASPER
- Zaś.
KASIA
- Spełzła mi się wstązka kaś -
KASPER
- Wstązka od gorseta?
KASIA
- Nie ta,
- przewiązka spodnicki.
KASPER
- Kabyśwa pośli, Kasicko,
- mojeś ty palące policko.
- (nuci)
- "Ino mi się nie broń dziś,
- jutro mozes sobie iść".
Scena XVIII
KASPER, KASIA, NOS
NOS
- (z flaszką i kieliszkiem)
- W twoje ręce.
KASPER
- Podziękować.
NOS
- A dej Kasię pocałować.
KASPER
- W twoje ręce!
KASIA
- Podziękować!
NOS
- A teraz pocałuj z woli.
KASIA
- Ej ta, cóz to ? ?
NOS
- Nie zaboli ?
- Kasiu, dziwcze, co za dąs,
- i on, i ja gołowąs;
- chcesz go, to ci go nie bronię;
- niedobrze ci w tej koronie.
KASIA
- Pódzies pon, patrzcie go,
- ledwo przysed, juz by kcioł.
NOS
- Adie, druhna, jak nie, to nie.
KASPER
- Cało flaszke bestia schloł.
Scena XIX
PANNA MŁODA, PAN MŁODY
PANNA MŁODA
- Och, mójeśty, juz nie mogç tańcować,
- a tańce, nie chciałabym żałować
- jutro, że dzisiaj nie dosyć,
- jak dzisiaj, że nie dość wczora,
- ażem osłabła, aż prawie chora,
- ino, że mi nie trza doktora,
- ino tańca -
PAN MŁODY
- Jak paciorki różańca,
- taniec jeden, jak drugi
- jednaki,
- a łańcuch taneczny długi,
- do rana, a od rana do nocy
PANNA MŁODA
- Pokiel starcy piecywa i kołocy,
- hulać, hulać w kółecko, tańcować...
PAN MŁODY
- A pocałuj, bo będziesz żałować.
PANNA MŁODA
- Tak ci mnie to granie tkliwi -
PAN MŁODY
- Poczekaj, będziemy szczęśliwi -
PANNA MŁODA
- Mój ty Boże - !
PAN MŁODY
- W jakim dworze;
- postawimy se dwór modrzewiowy,
- brzózek przed oknami posadzę.
PANNA MŁODA
- Brzoza straśnie sybko pusco,
- het ściany we trzy roki ocieni.
PAN MŁODY
- Będziemy se siedzieć w zieleni,
- będziemy se siedzieć w maju,
- we kwitnącym sadzie.
PANNA MŁODA
- W paradzie.
PAN MŁODY
- (nuci)
- "A jak będzie słońce i pogoda,
- słońce i pogoda..."
PANNA MŁODA
- (nuci)
- "Pójdziemy se razem do ogroda -
- bedziemy se fijołecki smykać..."
Scena XX
DZIENNIKARZ, ZOSIA
ZOSIA
- Ach!
DZIENNIKARZ
- Aa ! -
ZOSIA
- Bardzo ciemno.
DZIENNIKARZ
- Nie widno.
ZOSIA
- Zmęczonam, wciąż w kółko, w kółko...
DZIENNIKARZ
- I cóż? chłopy pani nie brzydną?
ZOSIA
- Nie wiem - nie; - patrzę na ludzi
- jak na przeróżnych ludzi.
DZIENNIKARZ
- A tak się serduszko budzi.
ZOSIA
- Patrzę i usypiam serce;
- to ładne - to bardzo górne,
- ale z tego co? - ja czuję,
- muru głową nie przewiercę,
- a jak widzę w lichej poniewierce
- rzeczy górne i piękne, i czułe,
- to mnie boli.
DZIENNIKARZ
- A ten ból przechodzi.
ZOSIA
- A pan ma swoją bibułę,
- żeby ból każdy przeszedł.
DZIENNIKARZ
- Epidemia.
ZOSIA
- Pan nie wierzy, co nie przewidziane?
- A wie pan, ojczyzna to chemia;
- serce, jak się czego uczepi,
- to dynamit.
DZIENNIKARZ
- Coraz lepiéj,
- jeszcze jeden taniec w kółko,
- a edukacja skończona.
ZOSIA
- Nie byłabym ja chłopu żona;
- nikt mnie w śluby nie poprosi -
- ale myślę, panie redaktorze,
- że tam w tej wiejskiej komorze,
- w półblasku kuchennej lampy,
- że tam mój taniec coś znaczy.
DZiENNIKARZ
- Gdy sama to pani uznać raczy... -
ZOSIA
- Pan skąd się tu bierze?
DZIENNIKARZ
- Ja się patrzę, lubię i nie wierzę,
- za to wierzę w panią.
ZOSIA
- Za co?
DZIENNIKARZ
- Za tę minkę, oczy, gest.
ZOSIA
- Podobam się?
DZIENNIKARZ
- W tym coś jest.
Scena XXI
POETA, RACHEL
POETA
- To pani, o, proszę wejść.
RACHEL
- Idę za panem jak cień;
- pan się może śmiać,
- ale mnie się wymarzyło,
- że się tu zaczyna coś dziać - ?
POETA
- Może - a w tej chwili na dworze
- pani mi się z dala pokazała,
- jak płomieniste widziadło.
RACHEL
- Byłam w ten szal owita cała
- i w świetle ode drzwi, ot tak.
POETA
- Noc nasze przeinacza widzenia.
RACHEL
- Ja prawie że jestem w trwodze -
- a wie pan, że się zwróciłam w drodze;
- bo mi w poprzek ścieżki przeszła
- jakaś osoba...
POETA
- To są ludowe baśnie.
RACHEL
- Chodzą hałaśnie
- w huczącym wichrze; pan widzi,
- jaki się huragan zrywa,
- jak świszczy i drzewa szamoce -
POETA
- Zatrząsł szybami; - patrz pani,
- czego nie dostrzegam w ogrodzie...
RACHEL
- Tak bardzo ciemno...
POETA
- Ktoś wyrwał krzew różany.
RACHEL
- Czy ten, co był w słomę odziany?
POETA
- No ten chochoł.
RACHEL
- Ktoś połamał? -
- a myśmy, cośmy to chcieli
- z nim - ?
POETA
- Myśmy lecieli
- na lep poezji - i teraz
- dwór się od poezji trzęsie;
- odbywa się wielkie darcie
- piór wszelijakiego drobiu:
- grunwaldzkie duchowe starcie,
- lecą pióra orle, pawie, gęsie,
- wnet ujrzymy husarię i króla;
- zatrzęsło się tu ze wszech jak do ula.
RACHEL
- W powietrzu atmosferyczna zmiana:
- chata stała się rozkochana
- w polskości - właściwa skala:
- żar, co się duchem udziela,
- co się na powietrzu spala
- jak garść lnu.
POETA
- Dawno nie miałem snu,
- jak ten wieczór, jak ta noc.
RACHEL
- Przedziwna, przedziwna Moc,
- te potęgi walczące, ten wiatr,
- jakieś prastare siły.
POETA
- Hen z Tatr
- przylatują ku mnie przypomnienia!
- Skrzydeł! - nad ten las z kamienia
- ulecieć - w górę -
RACHEL
- Na szczyty!
POETA
- Walküra!
RACHEL
- Dzisiejsze sny,
- po tej nocy nieprzespanej,
- będą cudne - bo oczy patrzące
- stały się figurami ludne,
- które się niełatwo zatrzeć dadzą.
POETA
- Chodźmy patrzeć !
Scena XXII
GOSPODARZ, KUBA
KUBA
- Jakiś pon, jakiś pon
- zsiadają z siwka w podwórzu;
- koń ogromniec...
GOSPODARZ
- Weźcie konia
- razem ze Staszkiem ku szopie;
- podrzućcie co żryć.
KUBA
- A pon musi wielgi być:
- ubiory na nim czerwone,
- siwa broda a lira u siodła,
- jak te dziady z Kalwaryje,
- co nosą lire u pasa.
- Niech pon wyjdą w sień.
GOSPODARZ
- Bania się z gośćmi rozbiła
- w ten weselny dzień;
- kogóż ta ciekawość przywiodła?
- Latarkę zaświć! -
KUBA
- Jak zyje,
- jeszczem takiego Polaka
- nie ujzoł -
GOSPODARZ
- Bo żyjesz mało;
- jeszcze duża takich Polaków ostało,
- co są piękni.
KUBA
- A kaz się to wszyćko kryje? -
- O, zaroz będzie latarka,
- ino się przypiece siarka.
Scena XXIII
GOSPODARZ, GOSPODYNI, KUBA
GOSPODARZ
- Słyszysz, ponoś ktoś w gościne,
- jakiś jakby wielki gość...
GOSPODYNI
- Tu drzwi zawrzes - tam se gwarzcie,
- jo już mom tych tańców dość;
- a cóż ty mos za tęgom mine,
- coś ty jakisik niepewny - ?
GOSPODARZ
- Ino, matuś, zaś nie swarzcie -
- ja tak dziś przy Weselu rzewny;
- jakiś gość nie lada jaki...
GOSPODYNI
- Tu drzwi zawrzes, tam se gwarzcie.
GOSPODARZ
- Kto to taki, kto to taki - - ?
Scena XXIV
GOSPODARZ, WERNYHORA
WERNYHORA
- Sława, panie Włodzimierzu,
- zjechałem tu gość.
GOSPODARZ
- Spocznij, Wasza Mość;
- żona stroi się w alkierzu...
WERNYHORA
- Ostań, panie Włodzimierzu.
GOSPODARZ
- Żona stroi się w alkierzu;
- niespodziany gość,
- właśnie była przy pacierzu,
- bo się dziecka kładło spać.
WERNYHORA
- Niechajże żona w alkierzu...
GOSPODARZ
- Bo się dziecka kładło spać;
- a ci nie przestają grać:
- jak wesele, to wesele,
- to nie będą w miejscu stać;
- ot, tu żona jest w alkierzu.
WERNYHORA
- Niechajże żony w alkierzu,
- niechże tańcuje Wesele.
- Siądźże, panie Włodzimierzu,
- mam Asaństwu nowin wiele:
- Pomówimy o Przymierzu.
GOSPODARZ
- Ano proszę, bardzo proszę.
WERNYHORA
- Siadaj.
GOSPODARZ
- Siadam - zacny gość -
- bardzo proszę, bardzo proszę;
- ceremonii dość.
WERNYHORA
- Ja z daleka - hen od kresów,
- konia zgnałem.
GOSPODARZ
- Podły czas.
- A do wszystkich spadłych biesów,
- toście tu są pierwszy raz;
- któż was zwabił w taki czas?
- A do wszystkich spadłych biesów,
- żeście tak niespodziewanie
- w noc i na to weselisko
- zechcieli tu, Ichmość Panie?
WERNYHORA
- Z daleka, a miałem blisko
- i wybrałem Weselisko,
- boście som tu jakoś wraz,
- i wybrałem Ichmość Mości
- dom, gdzie ludzie sercem prości.
GOSPODARZ
- Wasza Mość mieliście blisko
- serceście zobligowali -
- myśmy sobie prości - mali.
WERNYHORA
- Z daleka, a miałem blisko;
- ledwom wymienił nazwisko,
- a zaraz mi pokazali
- tacy chłopcy, rześcy, mali.
GOSPODARZ
- Co to u nich serce z miską;
- przybieżali, powiadali,
- Czego nie zjęzykowali:
- że pan stary, że Dziad stary,
- że Dziad z lirą, brodą siwą...
WERNYHORA
- Ot, dziadzisko z siwą brodą.
- Dawnoż było w duszy młodo;
- żeście sobie prości, mali,
- toście wielkich krzywd nie znali.-
- Chudobę macie szczęśliwą.
GOSPODARZ
- A ot, takie złote żniwo,
- złote pola - pokoszone -
- Wszystko błoto - zadyszczone; -
- sady ciche - kwitną, rodzą,
- jedne z drugich same wschodzą:
- złote żniwo, serce z miską;
- nie trzeba szukać daleko,
- kiedy było jakoś blisko.
- Pokażę waćpanu żonę.
WERNYHORA
- Złote żniwo, serce złote:
- jeszcze u was w duszy młodo,
- żeście sobie prości, mali,
- toście wielkich krzywd nie znali. -
- Może żona ma robotę - ?
GOSPODARZ
- Żona stroi się w alkierzu,
- chce się wydać urodziwa,
- że to gość niespodziewany,
- każe zaraz podać piwa.
WERNYHORA
- Zostaw, panie Włodzimierzu,
- że to chwila osobliwa...
GOSPODARZ
- Lepiej gwarzy się przy szklenie,
- że to z drogi, tyle błoto;
- lepiej gada się przy wenie.
WERNYHORA
- Kiej się nie rozchodzi o to;
- że to chwila osobliwa,
- możemy na osobności
- porozmawiać.
GOSPODARZ
- Słucham Mości;
- a to chwila osobliwa.
- Wolnoć spytać o nazwisko... - ?
WERNYHORA
- Nie poznałeś - ?
GOSPODARZ
- Ktoś mi znany,
- ktoś serdeczny, ktoś kochany,
- ktoś, co groźny - dawny, stary,
- jak wiek cały...
WERNYHORA
- Dawnej wiary.
GOSPODARZ
- Ktoś mi znany, niespodziany...
WERNYHORA
- Przypominasz krwawe łuny
- i jęk dzwonów, i pioruny,
- i rzeź krwawą, krwawe rzeki - - ?
GOSPODARZ
- A sen, sen jakiś daleki,
- jeszcze w uszach mam te dzwony -
- mieszają weselne grajki:
- jakieś stare dumy, bajki.
WERNYHORA
- Jeszcze w uszach mam te dzwony
- ponad ich weselne grajki:
- jęk posępny, jęk męczony,
- tyle krwi rzezanych ciał;
- ja tam był, przy trupach stał;
- jeszcze w uszach mam te dzwony.
- Patrzyłem się na lud święty,
- jako upadał przeklęty,
- przekleństwami potępiony:
- kiedy ojce klną na synów,
- kiedy syny przeklną ojce,
- takie jęczące ogrojce,
- łez krwawiących, łez serdecznych
- słyszałem w tych głosach wiecznych:
- w głosach dzwonów jęk szalony -
- jeszcze w uszach mam te dzwony.
GOSPODARZ
- Dawne czasy - dawne wieki,
- a sen, sen jakiś daleki,
- jęki przygłuszają grajki;
- jakieś stare dumy, bajki.
WERNYHORA
- Ja stałem w pożarnej łunie
- na siwym, na siwym rumaku,
- czekając Bożego znaku.
- Za mną piorun po piorunie
- bije z chmur, przez niebo łyska.
GOSPODARZ
- Rzecz daleka - taka bliska,
- ktoś mi znany, niespodziany;
- ktoś, o którym jeszcze wczora
- tylko we śnie, tylko w marze:
- Pan-Dziad z lirą...
WERNYHORA
- Wernyhora.
GOSPODARZ
- Pan-Dziad z lirą - Wernyhora!
- Wy mnie znany - spodziewany,
- Wy, o którym jeszcze wczora
- tylko we śnié, tylko w marze:
- jak owi dawni mocarze,
- Wy na koniu, siwym koniu,
- poprzed dom mój, z wieścią.
WERNYHORA
- Słowem!
GOSPODARZ
- Wy ze Słowem - Wy ze Słowem!
WERNYHORA
- Ja z Rozkazem.
GOSPODARZ
- Rozkaz-Słowo! - -
- Dawno serce już gotowo
- tem wezwaniem piorunowem.
WERNYHORA
- Słowo-Rozkaz, Rozkaz-Słowo;
- dla serca serce gotowo.
- Słuchaj, panie Włodzimierzu:
- oto chwila osobliwa,
- pomówimy o Przymierzu.
GOSPODARZ
- To jak ze snu prawda żywa,
- chwila dziwnie osobliwa.
- Jakiż rozkaz?
WERNYHORA
- Trzy zlecenia.
GOSPODARZ
- Chwila dziwnie osobliwa:
- żem niejako jest wezwany.
WERNYHORA
- Roześlesz wici przed świtem,
- powołasz gromadzkie stany.
GOSPODARZ
- To jak ze snu prawda żywa;
- prawie że są wszyscy społem
- u mnie przez to weselisko.
WERNYHORA
- Ma być jawne, co jest krytem;
- co dalekie było - blisko.
- Dziś u Waści weselisko;
- prawie że są wszyscy społem;
- roześlesz wici przed świtem;
- niech jadą we cztery strony.
GOSPODARZ
- Porozsełam konno gońce,
- roześlę wici przed świtem;
- zaraz się poradzę żony -
- ona swoim chłopskim sprytem...
WERNYHORA
- Niech jadą we cztery strony!
- Bądź gotów, nim wstanie słońce.
- Skoro porozsełasz gońce,
- zgromadzisz lud przed kościołem,
- jak są zdrowi, prości, mali;
- ażeby godność poznali,
- Bogiem powitasz ich kołem,
- a wtedy przykaż im ciszą,
- niech żaden brzeszczot nie szczęknie,
- a skoro rzesza uklęknie,
- niech wszyscy natężą słuch:
- czy tętentu nie posłyszą
- od Krakowskiego gościńca - ?
GOSPODARZ
- Wytężam, wytężam słuch.
WERNYHORA
- Ja wiem, żeś jest Asan zuch - -
- Od Krakowskiego gościńca
- czy tętentu nie posłyszą,
- czy już jadę z Archaniołem - ?
GOSPODARZ
- Wytężam, wytężam słuch -
- choćby i największy zuch,
- jak to, co to, rozpoczęcie - - ?
WERNYHORA
- Słuchać ślepo, wierzyć święcie;
- ja wiem, żeś jest Asan zuch.
GOSPODARZ
- Ja mam stanąć przed kościołem?
- to jak we śnie prawda żywa.
- Któż mnie darzy tym zaszczytem;
- któż śle ku mnie dawne gońce:
- chwila dziwno osobliwa.
WERNYHORA
- Bądź gotów, nim wstanie Słońce.
GOSPODARZ
- Wstaną kosy w słońca świcie;
- będę gotów!
WERNYHORA
- Przysiąż Słowo.
GOSPODARZ
- Rzekłem.
WERNYHORA
- Przysiąż.
GOSPODARZ
- Rośnie życie.
- Czyli marą Wy widmową,
- czyliś Waść jest upiór grobów,
- czy ty próchno, czy ty czarem,
- żeś ze słowem przyszedł starem,
- żeś na mnie użył sposobów
- i co we mnie tajemnicą,
- ty mówisz, jak rzecz prawdziwą;
- jako żywo, jako żywo - !
WERNYHORA
- Mówię Słowo - rzecz prawdziwą;
- chwila, chwila osobliwa:
- wybrałem dziś weselisko,
- twój dworek, dróżkę, zagrodę. -
- Słyszysz, jaki wicher wyje!
- Słyszysz, wielki deszcz się pluszcze!
- Słyszysz, chrzęszczą wielkie drzewa
- i jako trzaskają kuszcze:
- to tam moja drużba śpiewa,
- tysiąc koni grudy bije
- ze złotymi podkowami!
GOSPODARZ
- Jezus, zmiłuj się nad nami - - !
WERNYHORA
- Leć kto pierwszy do Warszawy
- z chorągwią i hufcem sprawy,
- z ryngrafem Bogarodzicy;
- kto zwoła sejmowe stany,
- kto na sejmie się pojawi
- Sam w stolicy - ten nas zbawi!
GOSPODARZ
- Jako żywo, jako żywo;
- Waść mi takie dziwa prawi,
- i to jako rzecz prawdziwą.
WERNYHORA
- Wszystko święte, wszystko żywo;
- z daleka, a miałem blisko;
- wybrałem twój dom, zagrodę
- i wybrałem Weselisko:
- Waszmość rękę miej szczęśliwą:
- Daję Waści złoty róg.
GOSPODARZ
- Złoty róg.
WERNYHORA
- Możesz nim powołać chór.
GOSPODARZ
- Bratni zbór.
WERNYHORA
- Na jego rycerny głos
- spotężni się Duch,
- podejmie Los.
- Daję w twoje ręce róg.
GOSPODARZ
- Dziękuj Bóg.
WERNYHORA
- Waść masz porozsełać wici,
- lud zgromadzić przed kaplicą.
GOSPODARZ
- Jutro ? - skoro się zgromadzą?
- mają radzić ? - co uradzą?
WERNYHORA
- Jutro: wielką tajemnicą,
- jutro skoro się zgromadzą,
- niech nie radzą, nic nie radzą,
- jednoś niechaj w ciszy staną.
- Jutro wielką tajemnicą.
- A ty wstawszy bardzo rano,
- skoro zejdzie pierwsze słońce,
- ku drogom natężaj słuch.
GOSPODARZ
- Jutro?!
WERNYHORA
- Jutro!!!
GOSPODARZ
- Wszelki duch!!!
Scena XXV
GOSPODARZ, GOSPODYNI
GOSPODARZ
- Żono, słuchaj no, żonisia,
- podź no, Hanuś!
GOSPODYNI
- Cóz takiego?!
GOSPODARZ
- Osobliwy ten dzień dzisia,
- tyle naraz wiem nowego.
GOSPODYNI
- A złego co, cy dobrego?
GOSPODARZ
- A wiesz, mama, tyle tego,
- że mi w głowie huczy, szumi;
- kto zrozumi, kto zrozumi?
GOSPODYNI
- Cóz takiego, cóz takiego?
- możeś chory, któż ten stary?
GOSPODARZ
- Kto ten stary: - Wernyhora;
- jeno nie mów to nikomu,
- to ci mówię po kryjomu,
- i on był tu w tajemnicy.
GOSPODYNI
- Ka już posed - - ?
GOSPODARZ
- Precz odjechał,
- bardzo ważne mówił rzeczy:
- trza się zbierać.
GOSPODYNI
- A co tobie?
GOSPODARZ
- Trza się zbierać, pasy, torby,
- moja flinta, pistolety
- i te szable wezmę obie - - !
GOSPODYNI
- O Jezusie, jakieś borby
- po nocy, gdziez to, cóż znowu - - ?
GOSPODARZ
- Mam być gotów.
GOSPODYNI
- Gwałtu, rety !
- Ledwo stoisz, jesteś chory.
GOSPODARZ
- Zaraz konno jechać muszę.
GOSPODYNI
- Jeszcze spadniesz ka do rowu...
GOSPODARZ
- Poprzysiągłem się na duszę;
- konno muszę - - !
GOSPODYNI
- Cary, zmory;
- jakaś siła?!
GOSPODARZ
- Od tej pory
- żyć zaczniemy - coś wielkiego!
GOSPODYNI
- Chowaj Boże czego złego.
GOSPODARZ
- Z daleka jechał, miał blisko;
- goniec, zwiastun, Wernyhora!
- Tam! już jakaś wielka Zgoda.
- Z daleka jechał, miał blisko -
- koniec i początek Sprawy.
- Kazał. - Słowo. Słuchać muszę,
- zaprzysiągłem się na duszę.
- Jego siła mnie urzekła:
- Duch narodu!
GOSPODYNI
- Widmo z Piekła!
- gwałtu, rety, jesteś chory,
- cosi, gdziesi, kajsi, ktosi - ?
- piłeś duza.
GOSPODARZ
- Duch ponosi!
Scena XXVI
GOSPODARZ, JASIEK
GOSPODARZ
- Jasiek!!
JASIEK
- Pon co!?
GOSPODARZ
- Sam tu!
JASIEK
- Juści!
GOSPODARZ
- Siodłać koniá, dosiądź szkapy,
- pojedziesz zwoływać chłopy!
JASIEK
- Jechać, teraz, trzeba - - ?
GOSPODARZ
- Musi!
JASIEK
- Zagubię się w tej celuści,
- wszędy straszne błotne chlapy.
GOSPODARZ
- Aleś Jasiek, co przeleci!
JASIEK
- Konia se odwiąze z szopy!
GOSPODARZ
- Musi! Ważne rzeczy.
JASIEK
- Nasza?
GOSPODARZ
- Przeleć, przeleć w cztery strony;
- pukaj w okna, zakrzycz "musi";
- niech tu staną przede świtem,
- niech tu staną przed kaplicą
- chłopy z ostrzem rozmaitem.
JASIEK
- Chłopy z kosą - dobra nasza!
GOSPODARZ
- Dobędzie się i pałasza:
JASIEK
- Ze pon wojak - dobra nasza!
GOSPODARZ
- Dobra nasza!
JASIEK
- Lece duchem!
GOSPODARZ
- Tajemnica!
JASIEK
- Chłopy z kosą!
- Same wichry mnie poniosą!
GOSPODARZ
- Niech przed świtem staną.
JASIEK
- Musi!!
GOSPODARZ
- A nie słuchaj, choć czart kusi,
- jeno prosto.
JASIEK
- Swego nosa.
GOSPODARZ
- Nim na wrzosy padnie rosa,
- zanim ptaki zaświergocą...
JASIEK
- Lecę duchem.
GOSPODARZ
- A leć z mocą!
JASIEK
- Hej!
GOSPODARZ
- (wręcza Jaśkowi złoty róg, który otrzymał był od Wernyhory)
- Masz w łapę, to jest dar.
JASIEK
- Szczyre złoto, cóż to ?
GOSPODARZ
- Czar!
- Owiń se o szyję sznur
- i dzierż mocno cięgiem róg.
- Bacuj u rozstajnych dróg,
- by cię jaki czart nie zmóg.
- Nie chylaj się nigdzie po nic,
- ino leć.
JASIEK
- Do samych granic!
GOSPODARZ
- Wróć, nim trzeci pieje kur;
- wrócisz, to se staniesz tu;
- wtedy zadmij tęgo w róg,
- to się taki wzmoże Duch,
- jaki nie był od lat stu -
- bo wszyscy wytężą słuch.
- Ino nie zgub, bo róg złoty,
- bo go zseła Jasny Bóg.
JASIEK
- Wolę goreć w Piekle poty.
GOSPODARZ
- Bez tego złotego dźwięku
- Wniwecz pójdzie cały ruch.
JASIEK
- Opasę sie.
GOSPODARZ
- Nie szarp w ręku!
JASIEK
- Hajże - !
GOSPODARZ
- Leć, krakowski zuch!
JASIEK
- (który był wybiegł, wraca, chylając się za czapką, porzuconą na podłodze)
- Moja copka z pawim piórem.
GOSPODARZ
- Stawaj tu przed trzecim kurem.
Scena XXVII
GOSPODARZ, STASZEK
STASZEK
- Cy pon słyszą, co sie dzioło:
- teraz sie tak wicher wzdon,
- jak odjechał stary pon.
GOSPODARZ
- Toś ty przywodził starego,
- tego pana w delii, w pąsach?
STASZEK
- Kiela tego, tela tego,
- złote iskry miał na wąsach,
- a ta delijo pąsowa,
- to jak ogień, jak płomieniec,
- a koń diabeł, czart, odmieniec.
GOSPODARZ
- Koń siwy, czaprakiem kryty,
- czaprak tkany, rozmaity.
STASZEK
- U siodła pistolców dwoje.
GOSPODARZ
- I lira przez siodło zwisła.
STASZEK
- Wszystko jakbyście widzieli...
GOSPODARZ
- Gdziesi, kiedyś coś widziałem...
STASZEK
- Przy samiuśkim koniu stałem;
- szkapa jak ogonem świsła -
- skąd ta u niej tako siła -
- to pysk Kubie osmaliła.
GOSPODARZ
- Kuba strzymał ?
STASZEK
- A, psiawiara,
- nijak strzymać się nie dała,
- ino het ogonem prała,
- żeśmy oba sie chycili
- uzdek - aż i dosiadł Stary.
GOSPODARZ
- Siadł, pojechał -
STASZEK
- A cy cary,
- koń - jak ony nań sie zwalił,
- jakby wągle w nim rozpalił:
- ogniem piernół, ogniem łysnął,
- jak się naroz bez płot cisnął,
- mnie i Kubie pysk osmalił.
GOSPODARZ
- A wszelki duch Pana Boga:
- na zegarze po północku.
STASZEK
- Została zguba u proga...
GOSPODARZ
- Zguba!?
STASZEK
- (podaje Gospodarzowi złotą podkowę)
- Na!
GOSPODARZ
- Złota podkowa - !
STASZEK
- Błyskotała sie na błocku.
GOSPODARZ
- Wymowniejsze niźli słowa:
- znak widoczny, oczywisty,
- że zawitał gość ognisty
- na stepowym siwym koniu,
- z lirą dzwoniącą u siodła:
- orły, kosy, szable, godła!
Scena XXVIII
GOSPODARZ, GOSPODYNI, STASZEK
GOSPODARZ
- Patrzaj, Hanuś!
GOSPODYNI
- Scęście w ręku!
GOSPODARZ
- Szczęście, szczęście znalezione.
GOSPODYNI
- Ka?
GOSPODARZ
- Pod progiem na przysieniu;
- szczęście w ręku.
GOSPODYNI
- Cała złota,
- a mistyrna tyz robota.
- Któż to zgubił ? - Schować trzeba.
GOSPODARZ
- Zwołać ludzi - spadło z nieba;
- trza pokazać zgromadzeniu.
Scena XXIX
GOSPODARZ, GOSPODYNI
GOSPODYNI
- Ni ma cego - Scęście w ręku;
- tego z ręki się nie zbywa,
- w tajemnicy się ukrywa,
- światom się nie przekazuje:
- Scęście swoje sie szanuje!
GOSPODARZ
- Złota!
GOSPODYNI
- Prawda.
GOSPODARZ
- Rzuć do skrzyni!
- Prawdziwieś do ręki wzięła;
- szczęście swoje się szanuje,
- czyli Piekła dar, czy z Nieba -
- aleć jensze szczęście moje.
GOSPODYNI
- Cóz ty godos, ja sie boje.
GOSPODARZ
- A boś jeszcze nie pojęła:
- skończyć nędzę - zacząć dzieła.
GOSPODYNI
- Jakie dzieła, co za dzieła ?
- cózem to ja nie pojęła ?
GOSPODARZ
- Orły, kosy, szable, godła,
- pany, chłopy, chłopy, pany:
- cały świat zaczarowany,
- wszystko była maska podła:
- chłopy, pany, pany, chłopy,
- szable, godła, herby, kosy,
- aż na głowie wstają włosy,
- wszystko była podła maska
- farbiona - jak do obrazka:
- cały świat zaczarowany.
GOSPODYNI
- A cóż tobie, cy gorącka ?
GOSPODARZ
- Snuło się to jak gorączka,
- jak gorączka na wulkanie,
- jak szumienie na organie:
- takie figury w koronie,
- tacy pyszni szlachta w herbie,
- pałace, zamczyska, wille,
- tabunami gnane konie,
- sześciu paradników w tyle:
- hulaj dusza bez kontusza
- z animuszem, hulaj dusza!!
- ani zbili pan w koronie,
- że stoimy gdzieś na szczerbie,
- ani zbili szlachta w herbie,
- ani zbili chłop przy roli,
- czy tam kogo gdzie co boli:
- wół przy roli, świnia w ganku -
- hulajże, panie kochanku.
GOSPODYNI
- Połóżże sie, boś pijany.
GOSPODARZ
- Świat pijany, świat pijany,
- cały świat zaczarowany - -
- puść mnie, ja mam jechać, muszę,
- poprzysiągłem się na duszę.
GOSPODYNI
- Gwałtu, rety!!!
Scena XXX
GOSPODARZ, GOSPODYNI, GOŚCIE Z MIASTA
WSZYSCY
- Co się dzieje??
- Co się stało?
GOSPODYNI
- Ot, szaleje!
GOSPODARZ
- Wy a wy - co wy jesteście:
- wy się wynudzicie w mieście,
- to się wam do wsi zachciało:
- tam wam mało, tu wam mało,
- a ot, co z nas pozostało:
- lalki, szopka, podłe maski,
- farbowany fałsz, obrazki;
- niegdyś, gdzieś tam, tęgie pyski
- i do szabli, i do miski;
- kiedyś, gdzieś tam, tęgie dusze,
- półwariackie animusze:
- kogoś zbawiać, kogoś siekać;
- dzisiaj nie ma na co czekać.
- Nastrój? macie ot nastroje:
- w pysk wam mówię litość moję
- (pluje).